Na forum cały czas śledzę wpisy osób, które zaczynają, są w trakcie lub kończą post dr Dąbrowskiej. Opisy efektów są bardzo motywujące. Na forum jestem może z miesiąc, ale cały czas wmawiałam sobie, że nie dam rady. W końcu 3 czerwca rano postanowiłam zrobić sobie sok warzywny, wyciskany z wolnoobrotowej wyciskarki Hurom. Już w przeszłości próbowałam pić takie soki, kończyło się to jednak odruchem wymiotnym i w ogóle nie odpowiadała mi konsystencja papek czy soków. Tym razem nie było inaczej, jednak przebrnęłam do końca. Zmieliłam parę marchewek, malutki seler, buraczek surowy i łodygę selera naciowego. Smak ok. Popołudniu zrobiłam podobnie. Wspomogłam się tym razem przegryzaniem surowej marchewki i jakoś poszło. Pojechałam na chwilę na rolki. Późnym popołudniem zrobiłam jarski bigos wg przepisu z książki pani doktor, ale bez soli. Nie dałam rady zjeść nawet połowy, chociaż był dobry. Resztę z apetytem wyjadł mąż. Wieczorem po raz pierwszy odezwała się głowa... A mnie czekała jeszcze 2 godzinna jazda motorem. Jakoś dałam radę... Chociaż miałam wrażenie, że kask chce wycisnąć mózg z mojej głowy. Rano głowa ćmiła, ale nie było dramatu. Sobota miała być ciężkim dniem, ale nie mogłam już zmienić planów. Zrobiłam surówkę, przygotowałam zapas warzyw w pudełku i wyjechałam ciężkim sprzętem w teren. Przed 15:00 wrócił potężny ból głowy... Trwał już do wieczora. W niedzielę rano znów pozorny spokój, ból ledwo ledwo odczuwalny. W kościele zapomniałam większość modlitw. Myślałam bardzo ciężko, ale nie z głodu czy z bólu. Po 14:00 powtórka z rozrywki ... ale głowa bolała jeszcze bardziej. Nie miałam sił, nie mogłam patrzeć na warzywa. Ratowałam się jabłkami. Ból ustaje tylko podczas jedzenia.
Poniedziałek:
Jak zwykle lekki ból rano, na forum dziewczyny sugerują, że może mam dużo toksyn lub za mało wody piję, wczoraj wypiłam jej dużo, dziś od rana piję MEGAdużo. Zasugerowały też, że może to efekt trawienia, że im więcej jem tym częściej boli... więc na razie nie jem... chociaż od 7 jestem na nogach. W brzuchu jakoś nie burczy. Dziś piję wciąż wodę z cytryną i miętą i herbatę z suszonej pokrzywy. 14:00 zbliża się nieubłaganie... Zniosę to zimno, brak sił w mięśniach, zachcianki, ale nie kolejny silny ból głowy...
Nie wzięłam dziś 50 euthryoxu... zobaczę co się wydarzy. Może to właśnie euthryox to ta nędzna toksyna.
Waga co rano pokazuje mniej, ale nie dziś. W piątek było 63,6, dziś jest 61,6 kg.
Jestem bez energii... Wypiłam właśnie jakieś 100 ml soku z marchwi, selera i naci pietruszki.
....
Jest prawie 18:00. Głowa nie boli :)))) Wcześniej zjadłam nadziewaną cukinię. Właściwie to zjadłam połowę, resztę oddałam mężowi. Poczułam sytość po połówce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz